wtorek, 5 listopada 2013

Aktorzy domowych scen


Jesień.
Taka zimna ruda nuda.
Nie ma czego szukać na polu – prócz wiatru.
Ale jedna rzecz
na pewno nam się uda:
występ domowego teatru.

Odleciały już drozdy z promieniami w dziobach...
Niech tam:
będzie im szkoda.

Dom zamienia się w teatr,
dom dziś kostium ubiera.
Bo teraz dom
to jakiś Teatr Wielki,
chociaż małe grają w nim kukiełki
i aktorzy mali,
choć wielcy
amatorzy
sztuki.
Zapaleńcy.

I muzykę delikatną słyszę,
i przychodzi
tato – pan reżyser,
i ćwiczymy
scenę po scenie,
ubieramy w słowa marzenie.

A za dni – nie wiem sam – trzy lub cztery
czas nadchodzi wielkiej premiery.
I czuję drżenie rąk,
gdy z pokrywek dobywa się gong!
Pierwszy akt!
Smok, księżniczka i ja!
Start!

Widzowie ze wzruszenia płaczą.
Smok (prywatnie jest odkurzaczem),
księżniczka (moja siostra)
i ja, czyli ja (ważna postać)
zbieramy naręcza braw.
I widzów krzyk już wzbiera:
Autor! Autor! Ach! Ach!
A mama się uśmiecha,
i skromnie stoi w drzwiach,
i kroi piszyngera.
Trwa nocy listopadowej sen.
Słodkie jest życie aktora
domowych scen.



© Wydawnictwo Aksjomat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz