Toczy się wolno, na boki kiwa
siwa od dymu lokomotywa.
Siwa – tak bywa – jak dziadka broda.
Taka już dymu chmurna uroda.
Lokomotywa wolno się toczy,
jak foka fuknie, jak pies popsioczy.
Bo też wysiłek to bardzo duży
ciągnąć wagony w ciągłej podróży.
Są w tych wagonach różne przedziały:
ten jest ogromny, ten znów jest mały.
Przedział po lewej ma balkon spory,
przedział po prawej – wyściółkę z kory.
Trzeci ma w oknie żelazne pręty,
a ten na końcu jest niedomknięty.
Tam znów wystają dwie pary podków,
trzy z rzędu grzędy mają zaś w środku.
Dróżnik na stacji mocno się biedzi:
kto w tym pociągu w przedziałach siedzi?
Już chciał zapuścić w okno żurawia,
kiedy ktoś krzyknął: – Co pan wyprawia?
Po czym nieznany głos tak obwieścił:
– Kolejny żuraw tu się nie zmieści!
Zdumiony dróżnik siadł na peronie,
pot z czoła wytarł, podrapał skronie.
Myślał i myślał, i nie wymyślił,
nie uogólnił i nie uściślił.
Rzecz rozpatrywał z dołu i z góry,
aż się doczekał emerytury.
Zmienił się trochę, trochę posiwiał,
można powiedzieć: zlokomotywiał.
A pociąg jedzie, a pociąg dudni,
w rytmie poranków i popołudni.
Pociąg kołysze się na zakrętach.
A kto nim jedzie? Same zwierzęta!
Grono zaś zwierząt dosyć jest liczne:
są te domowe, są egzotyczne!
Ta jest pasiasta, ten ma kopyta,
jedzie szczur szczery i fretka skryta.
Jedzie jeż, bocian, wielbłąd, szynszyla,
nie brakło także i krokodyla.
Słoń miejsca cztery zajął, niestety,
więc musiał kupić cztery bilety.
Trąbi wciąż o tym na lewo, prawo.
A pociąg już jest gdzieś pod Warszawą.
Trąbi więc dalej, na prawo, lewo,
a pociąg właśnie ominął Przeworsk.
Trąbi, bo trąba na to mu rosła.
Słyszy go Przemyśl, słyszy Jarosław.
Sęp pielęgnuje pęsetą pióra.
Turowi w turach śni się matura.
W wagonie szóstym siedzą łabędzie.
Łabędź to luzak: – Będzie co będzie.
– Byczo – byk na to. – Byle tak było,
by coś przybyło, a nie ubyło.
Ryby zgodziły się jednogłośnie:
– O wodę idzie? Niech poziom rośnie!
Śmiechem wybuchnął chudzielec pająk:
– Dzieci i ryby głosu nie mają!
Wybuchnął, chuchnął, rzekł, zbiegł i przepadł
(umieć przepadać to też zaleta).
Rzekł, zbiegł i w kącik szybko się wcisnął.
A pociąg właśnie przekraczał Wisłok.
W karty z tygrysem grała pantera:
najpierw w makao, potem w pokera.
Dzisiaj do brydża brakło czwartego,
Był tchórz, lecz bał się, że tygrys zje go.
Że tygrys zje go tuż po rozgrywce.
Nawet nie z głodu, lecz ku rozrywce.
Potem się wyparł: – Gdzie tam! A skądże!
A pociąg jechał sobie na Łomżę.
Łosoś wszedł z łosiem w ogniste spory,
kto czyim szefem jest od tej pory.
Takie zaś przy tym zgłosił uwagi,
że dłuższa nazwa większej jest wagi:
– Nikt pana zasług tu nie umniejsza,
lecz dłuższa nazwa jest ciut ważniejsza!
– Tak pan uważa? Bo myślę sobie,
że jakąś krzywdę tu panu zrobię!
Co tak się zacznie, nieprędko minie.
Wysiedli obaj gdzieś w Łososinie.
A pociąg jechał dalej i dalej.
Na Stępów, Łętów, Kaleń i Kalej.
W restauracyjnym siadły wagonie
dwa nosorożce i cztery konie.
Widząc tych koni końskie zaloty,
trzy pierwsze koty poszły za płoty.
Żeby swą wzgardę pokazać leszczom,
lemur stał murem z miną złowieszczą.
I gdy tak lemur stał swoim murem,
tur mur obalić chciał wraz z kur chórem.
Rzec nosorożec miał coś pod nosem,
lecz nosa utarł mu lew z oposem.
Więc sapnął tylko: – Ach, dzięki, stary,
gnębią do głębi mnie te katary.
I tak się toczy pociąg swą trasą:
ku Zabrzom, Żabnom i Truskolasom.
Wszystkim zaś życie śpiewem umila
z gorylim wdziękiem żona goryla.
Pan goryl szczere śle przeprosiny:
– Państwo wybaczą... To nie z jej winy...
Wół mu przytaknął: – Tak jest w istocie!
Nietoperz milczał, bo był w odwrocie.
Mól w moll zaśpiewał, w dur szczur basował,
aż sowa spsiała, a pies osowiał.
I tak się pociąg toczył po torach:
od wschodu słońca aż do wieczora.
Z każdą minutą drogi ubywa...
Toczy się, toczy lokomotywa!
© Wydawnictwo Aksjomat
czwartek, 16 listopada 2023
Lokomotywa ze zwierzętami
poniedziałek, 6 listopada 2023
Aspiryna i czosnek
Bywa czasem, że jesień właśnie tak się zaczyna:
Ciepła kołdra, herbata, czosnek i aspiryna.
Mija złoto jesieni, jakby kto strzelił z bata...
A my tylko: kołderka, aspiryna, herbata.
Człek by oddał z ochotą, zmieniłby to na wiosnę:
Te jesienne herbaty, aspirynę i czosnek.
Lecz kto chciałby te skarby? To życzenie niemądre…
Aspirynę wraz z czosnkiem? I herbatę, i kołdrę?
Nie to, żebym się nudził, no bo są w odwiedzinach
I Angina Gorączka, i Grypa Agrypina.
Więc nucimy na głosy te refreny żałosne.
Ja: herbata. A one: aspiryna i czosnek.
W radiu gra wciąż swój przebój DJ Kaszel z Kataru.
Dzień po dniu. Od tygodnia. Przestać nie ma zamiaru.
Tak to czasem jesienią mogą skwaśnieć nam miny
Od kołderek, herbatek, czosnku i aspiryny.
© Wydawnictwo Aksjomat
czwartek, 10 sierpnia 2023
Wszyscy lubią jesień (z wyjątkiem jednego niedźwiedzia)
brzóz, lip, wierzb, topól, platanów –
już jesień… Kto by powiedział?
A im jest bliżej do zimy,
tym bardziej jesień chwalimy…
Wszystkim się jesień podoba
z wyjątkiem jednego niedźwiedzia.
– Spać mi się nie chce. Nie zasnę –
skarży się niedźwiedź.
No jasne.
Nic przyjemnego.
Z boku się na bok przewraca,
a sen gdzieś znikł i nie wraca.
Stado baranów przeliczył. Nic z tego.
Już miś zasypiał.
Lecz dzieci
wyszły z przedszkola naprzeciw
i w rządku alfabetycznie
(Uwaga: raz! dwa! i trzy!)
zaryczały prześlicznie:
”Staaaaryyyyy nieeeeedźwieeeedź moooocnoo śpiiii!!!”.
Napisał miś kartkę śpiesznie:
Nie jestem stary. I nie śpię.
A chciałbym.
Proszę o spokój.
Jesień i złoto wokół…
Jesienią nie jest najgorzej,
do twarzy nam w złotym kolorze,
jak ktoś powiedział.
Lecz cóż po złotych dzbanach
i liściach, i kasztanach?
Całkiem inna jest jesień
z punktu widzenia niedźwiedzia…
© Wydawnictwo Aksjomat
Kocie opowieści
Kot skacze
po stopniach tęczy
jak na cyrkowej obręczy
i szepcze niebu do ucha,
a niebo słucha i słucha.
I słuchają chmury puchate, lotne,
i słuchają chmury kłębiaste,
i wznoszą się razem z tym kotem
w balonie wierszy nad miastem.
A kot opowiada o Persji,
o wielkich myszach sułtana.
(Zaś w innej znanej mi wersji
o myszach – ach, tak! – księcia pana).
I strzygą uszami chmury,
obłoki postrzępione.
A oni tam u góry
lecą poezji balonem.
Aż wreszcie się gwiazdy rozzłocą
i zrobi się kicio i kocio,
i znów kot skacze po stopniach,
a oczy mu noc zwielokrotnia
i nocne lśni futro kota,
i księżyc z białego jest złota.
I kot będzie rósł wciąż i rósł
w Wielki wprzęgnięty Wóz.
A potem słowo po słowie
wszystko dokładnie opowie.
Kot. Mistrz cichych słów.
Krakowska piosenka na dwa głosy
Polecimy balonem, chłopaku,
polecimy balonem nad Kraków.
I będą krzyczeć z dołu: „Gorzko! Gorzko!”,
i zakołyszą gołębie balonem jak konie dorożką.
I będzie tak bardzo bajecznie
na tej naszej Królewskiej Drodze Mlecznej,
nad Floriańską, nad Rynkiem, nad Grodzką.
Polecimy balonem, dziewczyno,
nad nieśmiałą wiosną, posiwiałą zimą.
I zapalą się dla nas latarnie,
i to światło nas w siebie zagarnie,
a my przepasani jak wstążką – Wisłą
polecimy sobie dalej w naszą przyszłość,
nad piwnice, kościoły, kawiarnie.
Polecimy balonem wysoko,
polecimy na złość smogom i smokom.
Podrzucimy monetę księżyca,
niech się toczy, niech rozbłyska, niech zachwyca.
Nie przejmując się smutków balastem,
polecimy balonem nad miastem,
kołysani na wietrze znad Tyńca.
Polecimy nad dachy i wieże,
nad Podgórzem, nad Kazimierzem.
Polecimy nad wieczorem, nad ranem,
nad Wawelem i nad Barbakanem.
I będziemy się czuli jak w kinie,
i jak film ten nasz balon popłynie
na największym ze wszystkich ekranie.
Gdy Babcia i Dziadek
Kiedy Babcia
szeptem uśpi słońce
i księżyca rozkołysze kołyskę,
nuty gwiazd w oddali wiszące
w granatowej ciszy
będą bliskie.
Kiedy Dziadek
łaty na latawce
już przyklei i lalki wyleczy,
to powiezie nas ku huśtawce
naprawiona przez niego
kolej rzeczy.
Babcia z Dziadkiem wędrują wspólnie
przez naszego życia wielką łąkę –
Babcię z Dziadkiem do serca przytulmy,
wynagrodźmy im każdą rozłąkę.
© Wydawnictwo Aksjomat
Sennik-jesiennik
Przyszła jesień z włosami z jarzębin,
zaplątała się jesień w aleje:
taka jesień ni grzeje ni ziębi,
taka jesień ni ziębi ni grzeje.
Patrz – za oknem jesiennie drzemią
deszcz, kałuże, park i kasztany.
Spaceruję za rękę z jesienią,
obok wrzesień w mgiełkę odziany.
Mokną drzewa w parku przy szkole,
parku mokrym, cichym i sennym.
Wziąłbym chętnie pod dach te topole,
by nie zmokły w deszczu jesiennym…
Lecz nie budzi się drzew kiedy śpią,
kiedy jesień uśpiła je wszystkie.
Wiatr na smyczy przechadza się z nią,
skubiąc z drzew ich sny – złote liście.
© Wydawnictwo Aksjomat
Wrzesień
Wrzesień – już skaczą wesołe kasztany,
Wrzesień – już kalosze na deszcz zakładamy,
Wrzesień – tak wrześniowo dokoła, tak złoto,
Wrzesień – drzewa warkocz z włosów wiatru już plotą,
Wrzesień – pachną książki w czytelni za rogiem,
Wrzesień – dzień maleje w alejce lipowej,
Wrzesień – w klasy grają tornistry i dzieci,
Wrzesień – liście chmurom już biegną naprzeciw,
Wrzesień – zdjęcia z lata grzeją karty albumów,
Wrzesień – radio Deszcz znów nadaje wśród szumu…
Wrzesień – w babim lecie lecący nad ziemią,
Wrzesień – między latem a wczesną jesienią…
© Wydawnictwo Aksjomat
środa, 9 sierpnia 2023
To jeszcze lato
Jesień oddycha coraz pewniej.
Pokosił pola pełne zbóż
Podmuchem wiatru złoty sierpień.
Gubi już po ścierniskach słońce
Swoje promyki połamane –
Wtula się złoto w mgły pachnące
Korą, jabłkami, mchem i sianem.
Napięte garby gór w oddali
Sierpniowa noc do snu kołysze,
A w ciemnej rzece sum ospały
Wypływa w falującą ciszę.
To jeszcze lato… Czy to już
Odlecieć z tych wakacji mamy?
Zamyka dzikich gęsi klucz
Zdobione zbożem sierpnia bramy.
© Wydawnictwo Aksjomat
środa, 28 czerwca 2023
Wyjedziemy na długie wakacje
Wyjedziemy na długie wakacje
Ku miasteczkom, zamkom i wieżom.
Pociąg, świszcząc, wjedzie na stację
Zagubioną wśród gór i jezior.
Kiedy z wiatrem skończymy grać w karty,
Słońce złotą latarnię zapali
I będziemy poważni na żarty,
A na serio będziemy się śmiali.
Gdy już zadość wymarzy się marzeń,
Tych baśniowych i tych do spełnienia,
Wypłyniemy – groźni korsarze –
Na zielony ocean strumienia.
Boso stojąc nad ciepłą wodą,
Zapatrzeni w obłoki płynące,
Już na zawsze weźmiemy ze sobą
Spakowane w walizkę słońce.
© Wydawnictwo Aksjomat
Gdybym był piratem
To czarną miałbym chustkę.
Siadałbym na fregatę
I płynął w morską pustkę.
Na maszcie czarna flaga
Już salutuje dumnie.
Wśród żagli wiatr się wzmaga,
I fale biegną ku mnie.
Nawet przy sztormie wielkim
Na morze bym wychodził
I łowił w morzu perły
Gdzieś na Dalekim Wschodzie.
Pod parasolem słońca
Spędzałbym dni zimowe,
Kolory w bukiet wiązał
Na rafie koralowej.
I ścigałbym rekiny
Niczym na filmie w kinie,
Miałbym kotwicę, liny
I skarbów pełne skrzynie.
Byłoby całkiem śmiesznie,
Gdybym mógł być piratem.
Więc muszę jak najwcześniej
O zgodę spytać tatę.
© Wydawnictwo Aksjomat
Morze
Płyną morzem żaglowce,
mewy mórz pełne gracji.
Słońce jasno migoce
u wybrzeży wakacji.
Słońce nad morza tonią
chowa lipce i sierpnie.
Morze wilgotną dłonią
z nieba ciepła zaczerpnie.
I śle fale ku plaży
w błękit nieba odziane.
Czasem ktoś zauważy
chmury zmienione w pianę.
Fale to córki morza:
ma ich morze bez liku.
Jakie wieści przywożą?
W jakim mówią języku?
Zostawiają w prezencie
z wodorostów buciki,
zostawiają na szczęście
bursztynowe guziki.
Płyną morzem żaglowce,
mewy mórz pełne gracji.
Słońce jasno migoce
u wybrzeży wakacji.
© Wydawnictwo Aksjomat
Nasze lato
Nasze lato wychodzi z morza,
Pachnie ciszą i rozmarynem.
Błękit przykrył morskie bezdroża,
Słońce tli się w morskiej równinie.
Widzisz – lato bieli kamienie
Przemienionym na kolor ciepłem.
Morskiej soli smak ma marzenie
O podróży w kraje dalekie.
Wiatr wygładza morza powierzchnię,
Gdy ku niebu płyniemy łódką –
Zaraz potem wtapia się w przestrzeń
I zasypia cicho, cichutko…
Lato w morskiej kąpie się pianie,
Przypływ nocy zamyka okna.
Jutro rano, gdy słońce wstanie
Pobiegniemy z latem się spotkać.
© Wydawnictwo Aksjomat
poniedziałek, 29 maja 2023
Majowa piosenka
W maju bez się zielenią oplata,
Deszcz bębnienie na dachu ćwiczy.
Maj to taki przedsionek lata
Otwierany głosem słowiczym.
Trawa zbiera deszczowe ziarnka,
Trzyma srebro w zielonej dłoni.
Koty ćwiczą skoki przez parkan,
Chcąc gołębie w locie przegonić.
Słońce pisze listy na stole
Promieniami po złotym pyle.
W kuchni rządzi już król Szczypiorek,
A za oknem tańczą motyle.
W maju świat się zielenią oplata,
Drzewa stroją się w białe sukienki.
Maj to taki przedsionek lata,
Wiolinowy klucz letniej piosenki.
© Wydawnictwo Aksjomat
niedziela, 19 marca 2023
Tata po godzinach
Mój tato to poważny pan,
potwierdzi każdy, kto go zna.
Lecz, drodzy Państwo, mówię wam:
naprawdę znam go tylko ja!
Dlatego o tym cicho sza:
to nie do uwierzenia –
gdy z nami jest już sam na sam.
to tato się szybciutko zmienia.
I z taty, gdy jest po godzinach,
robi się trochę gwiazdor kina,
w ogóle wszechwag istny mistrz.
Dodawać tu nie trzeba, iż
trochę komika przypomina…
Jaka jest śmieszna taty mina,
gdy nad fotelem skacze wzwyż!
Dokleja brodę Ali Baby,
by z perskim szachem grać w warcaby.
Na bakier ma kapelusz wtedy,
ze skórek pomarańczy dredy
i w miast tysiącu na ramieniu
ma miast papugi zawsze mnie.
I cały czas wciąż myśli o mnie,
uczy pamiętać i zapomnieć.
I moją rękę trzyma w swojej,
żeby odgonić niepokoje.
Z promyków słońca tkaną chustką
z oczu mi otrze każdą łzę.
Przychyla wielką gałąź świata
dla mnie i dla mojego brata,
żebyśmy dostrzec potrafili
piękno i wagę każdej chwili,
by świata nic nie zasłaniało
nam, którym tego świata mało,
by zawsze dostrzec się udało
za horyzontem dobry ląd.
© Wydawnictwo Aksjomat