wtorek, 30 czerwca 2015

Lato w leśniczówce


Rudą nitką zszywa krzewy cień lisa,
jasne łaty na płaszcz lasu słońce kładzie.
Świecą czarne wilcze oczy jagód w liściach lipca.
W leśniczówce pszczoły brzęczą słodko na werandzie.

Tak miło tu! Miło... Dzbanki czernic dzwonią,
wystarczy sięgnąć ręką, drzwi spiżarni popchnąć.
Chmura nad drzewami bieli skrzydła wronom
i lato wsuwa się cicho przez niedomknięte okno.







Przedstawienie


Ciemna cisza...
Tylko ze sceny
delikatne światło jak śnieg prószy.
To my dzisiaj występujemy!
Gramy to, co gra w naszej duszy.

Gramy to,
co w snach naszych kwitnie
niczym jabłoń z kwiatów koroną.
Gramy niebo – i jest błękitnie.
Gramy ziemię – i jest zielono.

Płynie teatr –
życie na deskach.
Słowo płynie wśród nas dosłownie.
Gramy rzekę – i jest niebiesko.
Gramy życie – takie cudowne!






Noc w teatrze


Gdy zapada nocy kurtyna,
Na pół wtedy dzieli się cisza.
Scena sennie skrzypieć zaczyna,
Przedstawienie spać schodzi z afisza.

W garderobie smucą się lustra,
Cienie grają wśród dekoracji.
Scena czeka – na razie pusta.
W kącie drzemią echa owacji.

Reflektory pogasły. Księżyc
W nocy pełni rolę suflera.
Teatralny szept idzie w rzędy:
„Noc w teatrze”! Dzisiaj premiera!







© Wydawnictwo Aksjomat

Pora baśni


Wakacje,
pora odkrywców...
Czas przygód i tropicieli.
Zobaczymy, co da się zobaczyć,
co byśmy zobaczyć chcieli.

Weźmiemy starą mapę
i kompas opowieści.
Północ – południe...
Wschód – zachód...
Tato zwinnie umieści
bagaże marzeń na dachu.
Zamruczy silnik auta,
zanurzy się w wieczorze.
Słyszysz, jak biją dzwony
schowane w srebrnym jeziorze?

Na wietrze
drżą skrzydła legend,
sny snują się w lata ogrodzie.
Ostatni promyk przebiegł:
spóźniony, jasny przechodzień.

I ożywają rycerze
w wysokich białych zamkach.
Lato to pora baśni
zaklętych
w starych krużgankach.







© Wydawnictwo Aksjomat

wtorek, 16 czerwca 2015

U progu


Nad mostem
wiatr z deszczem
hulał.
Pierwszy miał czapkę
jak znalazł.
Na drugim płaszcz leżał
jak ulał.

Czapka w kratę,
prochowiec niebieski.
I tak tańczą sobie nad światem
smugi wiatru,
deszczu srebrne kreski.
I już pachnie wodą, słońcem, latem.






Lipiec


Lipiec pachnie kosem, który przelatuje nad łąką,
walizką dziadka przywiezioną podobno z Tunezji,
trochę porankiem w Pułtusku
i jeszcze kamieniem z niebieskimi żyłkami,
co świecą, gdy zakryć je dłonią.

Lipiec nie nosi zegarka
i ma tenisówki z dziurą na dużym palcu.
Nieco na bakier z książkami,
woli miód
z lipowych beczek na drodze przy stacji.







© Wydawnictwo Aksjomat

Lato w Krakowie


Rosną w Krakowie kasztany,
Obłoki i legendy.
I tyle lat już dźwiga
Na grzbiecie stary Rynek.
Koń człapie ulicami,
W kółko szepczą landa,
Gdy łódź z tyniecką ciszą
Do stóp Wawelu płynie.
Wyprzedaż swych kolorów
Ogłosił Lajkonik
I w niebo je poniosły
Krakowskie gołębie.
Wciąż biegnie z hejnalicy
W świata cztery strony
Dźwięk trąbki,
Co odmyka
Wrota snu zamknięte.
Śnią w katedry podziemiach
Władcy skryci w chwale,
W Mariackiej bazylice
Modli się Stwosza dzieło.
Mickiewicz pomnikowy
Trud znosi wytrwale.
W Sukiennicach dzień słychać.
Lato się zaczęło.






piątek, 5 czerwca 2015

Warkocze lata


Gdy się warkocz lata rozplącze,
gdy rozsypią się złote włosy,
wówczas zacznie się wielki koncert:
gra na słońce
i lasu głosy.

Lipiec zjawił się w surduciku
i w apaszce (w modzie są apaszki).
Już letników zjechało bez liku:
w zgrabnym szyku
nadlatują ważki.

Buczą trzmiele, grają gór trójkąty,
lot jaskółki szum traw skrzydłem znaczy.
Słońce szczodre jest, a cień skąpy.
Zresztą skąd by
miało być inaczej?

Kiedy lato rozplącze warkocze,
gdy mieć będzie włos co dzień rozwiany,
ciepłym skrzydłem wiatr zatrzepocze
w swoim locie
nad wakacjami.







© Wydawnictwo Aksjomat

Lipcowe obrazy


Zapachniało słońcem i rosą,
wśród błękitów falują łąki.
Białe ptaki znad lasu niosą
źdźbła pogody, słoneczne słomki.

Zapachniało słońcem i złotem,
ważka tańczy dziś ze strumieniem.
Drzew zielonych wielkie namioty
skrawek ciepła okryły cieniem.

I rozlała się farba maków
na jeziora, sady i pola:
barw paleta, płótno zapachów
malowane w ciepłych kolorach.







© Wydawnictwo Aksjomat

Lato


Co to takiego lato?
To biała droga przez zieleń.
To krople świtu na trawach.
To pszczół skrzydlate brzęczenie.
Lato to dom drewniany,
co tyle baśni wyśnił.
Lato to uśmiech mamy,
słodkie kolczyki wiśni.
Lato to chmur latawce,
morze, które jest niebem,
wyprawy hulajnogą
środkiem świata przed siebie.
Co to takiego lato?
To rzeki bieg zielony,
i jeszcze promień słońca
w siatce żółtych jabłoni.
Lato to piłka, którą
wiatr z dłoni porwał nagle.
Lato to czapka z piórem,
i sny, i białe żagle.
Lato to schody rozgrzane,
i piasek pod sandałem.
To łąk przy mieście wianek
i dwa bursztyny małe.







© Wydawnictwo Aksjomat

Letnie pociągi


Pociągi, letnie pociągi
stukotem rozkołysane,
gwiżdżą w dali przeciągle,
wyśnione, wyczekiwane.

Świt srebrne unosi szyny
przez wzgórza, ponad rzekami
i miast odległych kominy
przez chwilę biegną za nami.

Stacje, małe stacyjki
rozkładom jazdy nieznane
w melodii drżą harmonijki
w trawy i sny powtulane.

Przez lato pnie się pomału
pociągu świetlisty wężyk
i każdy z małych przedziałów
ma w oknie swój własny księżyc.







© Wydawnictwo Aksjomat

Rzeka


Słońce się do nas uśmiecha,
Głaszcze po włosach i brodzie.
Bez pośpiechu płynie zielona rzeka
I łodzie.

Lato. Zieleń czerwcowa
Cieplejsza staje się co dzień…
Słońce złoto swe w rzece chowa
I płyną łodzie.

Czerwiec skoczył z białych obłoków
Kołyszących się nad doliną.
Głosy ptaków wzlatują wokół,
Łodzie cichutko płyną.

Brzegi rzeki most trzyma w ramionach,
Z motylami ponad nim lecę.
Świerszcze grają w traw filharmoniach.
Łodzie płyną po letniej rzece.







© Wydawnictwo Aksjomat

czwartek, 21 maja 2015

Pocztówki


W wielkiej niebieskiej skrzynce pocztowej
zmieszczą się wszystkie pocztówki świata.
Wszystkie zdjęcia,
rysunki i słowa:
Pozdrawiam! Adam
Kocham Cię, córciu! Tata
Albo „pogodę mamy wspaniałą”,
albo: „cały dzień tu padało i padało”,
i to też: „co mam zrobić, gdy ząb wypada”...
A słońce stawia stempel: POCZTA LATO.

Ta pocztówka jest z gór zielonych,
a ta z Zielonej jak sen Góry.
Ta znad morza,
ta ze świata piątej strony,
ta z Elbląga, a ta z Bużumbury.

Skrzynka nieba puchem chmur wyściełana
owija pocztówki błękitem.
Dojdą na czas,
proszę pani, proszę pana,
zapachami łąki okryte.







© Wydawnictwo Aksjomat

Pan Maj


Idzie powoli pan Maj
po stopniach na termometrze.
Z wiatru pan Maj ma szal,
do twarzy mu jest w tym wietrze.

Słońce na niebie dojrzało
już świata strony wszystkie.
Ale Majowi mało
promieni, kwiatów, iskier.

Idzie Maj drogą wśród pól,
gra na trąbce zrobionej z kwiatu:
i muzyką jest brzęczenie pszczół,
i muzyką jest cichy lot szpaków.

A we włosach schowana drży
pierwsza wiosenna burza.
Czy to fryzjer źle uczesał go, czy
głowę w chmurach pan Maj zanurzał?

I tak kroczy sobie pan Maj
po tych stopniach wiosennych schodów.
Dzwonią dzwonki konwalii u bram
do zielonych, gościnnych ogrodów.







© Wydawnictwo Aksjomat

Truskawki


Kiedy słońce otula już drzewa,
Lato kroczy w alejkach wśród ławek,
Jak co roku chciałbym zaśpiewać
Hymn pochwalny na cześć truskawek.

Więc truskawka,
Truskawka…
Truskawka to jest owoc – przyznajcie – niezwykły,
Wart kilograma wierszy albo i ze dwóch powieści.
Bo w truskawkach śpią słodko nasze sny, a przy tym
Te marzenia można w zwykłym koszu zmieścić.

Kiedy lato się już rozgości
Na ulicach, w alejkach wśród ławek,
Ja co roku zaczynam pościg
Za nutkami zapachu truskawek.

Nuty lekko siadają na kwiatach,
Pieśń truskawek nucąc bez końca…
Ach, truskawki – słodycz, zapach lata
I okruszki zachodów słońca.







© Wydawnictwo Aksjomat

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozmowa z kotem na wiosnę


Koty mruczą swoją kocią ciszę,
jakby tkały muzykę na krosnach.
Dzień na palcach się skrada,
ja piszę.
Kocie oczy ma dzisiaj wiosna.

Za oknami jasno i złoto.
Kot wymyśla lekarstwo na nudę.
Przyglądamy się snom i bzom,
i samolotom.
Kot to lubi. I ja też to lubię.

Czasem kot miauknięciem przerwie mi w pół zdania,
lecz nieskory bywa do dyskusji.
Przed dyskusją kot się raczej, wiecie, wzbrania.
Jego sprawa.
Przecież nic nie musi.

Więc siedzimy i milczymy, i mruczymy.
Słońce wyspę stołu niesie w ciepłe morze.
Mógłbym siedzieć tak z mym kotem
aż do zimy.
A kot na to: – Siedź. Ja raczej się położę.






List ze słońcem i kropelką deszczu


Droga Mamo...
Dziś szczególny dzień.
Chmury piszą na niebie alfabet.
A ja składam litery i ślę
te trzy słowa: kocham moją Mamę!

Droga Mamo...
Czasem bywa źle,
zły zimowy zahuczy wiatr w uszach.
Ale jedno, moja Mamo, wiem:
że mnie zawsze przytulisz, wysłuchasz.

Droga Mamo,
chcę Ci wysłać list.
List ze słońcem, list z kropelką deszczu.
A ty, wiem to, tak odpowiesz mi:
„Jesteś całym światem mym, syneczku”.







© Wydawnictwo Aksjomat

Moja Mama, maj i ja


To moja mama.
Serce złote.
A oto ja, a zaraz potem
wędruje, proszę państwa, maj
zielony jak krokodyl.

Spacerujemy sobie
po łące i ogrodzie.
Krok po kroku,
słowo za słowem
wychodzimy naprzeciw pogodzie.

A jeśli spadnie deszcz,
to co zrobimy, Mamo?

„Mam wielki żółty parasol
pachnący jak kardamon.
Mam także okulary,
przez które widać tęczę.
Kapelusz mam ze słomek
i nitki wiatru w ręce,
więc lecieć dziś możemy tam,
gdzie zawsze słońce jest”.

Tak mówi Mama –
ona wie,
jak radzić sobie, gdy jest źle.

To cała Mama,
mój cały świat.
Majowy w drzewach szumi wiatr.
Dla mojej Mamy rosną kwiaty
i dla niej promień słońca spadł.







© Wydawnictwo Aksjomat

Zielono


Zazieleniło się! Zazieleniło!
I dobrze, daję słowo,
bo nagle się zrobiło
miętowo.
Majowo.
Miło.

W głowach mamy całkiem zielono
(to i tak lepiej, niż w głowie mieć pstro).
Dom za zieloną zasłoną
wychodzi ku snom i ku bzom.

Zielona rzeka
płynie przez miasto
i przez zielone oczy kota.
Park się zieleni. Trudno zasnąć.
Zielenią maj zamigotał.

Zielona rzeka
płynie w nieznane,
z nią dźwięki grane
na fortepianie:
zielony ton,
kasztan i klon,
zielone majobranie.

Zazieleniło się! Zazieleniło
od wierszy i od liści.
I kto to wie,
co stało się,
że taki maj się wyśnił.







© Wydawnictwo Aksjomat

Ogłoszenie


Między szybką poranną kawą
a herbatą jeszcze bardziej ekspresową, niestety,
siadłem na chwilę w fotelu
i przeglądałem gazety.

Pewien tygodnik – „Wiosny Wieści” –
na przedostatniej stronicy
ogłoszenie zamieścił:
Szanowni czytelnicy!

(Tygodnik ów
od stóp do głów
był kolorowy,
a fotel był pleciony znów, fotel był wiklinowy).

Poszukiwany jest pan maj,
do dziś się nie pojawił!
I chyba nawet nie wie sam,
jaki nam zawód sprawił!

Jeśli więc spotka go gdzieś ktoś
dać znać niezwłocznie trzeba.
Surdut zielony ma nasz maj,
krawat w kolorze nieba.


Dzwonię do kwietnia
(dobrze dość
znamy się z kalendarza),
a on mi na to: Wybacz złość,
mnie spóźniać się nie zdarza.
Lecz maj... No słów mi brak, sam wiesz...
maj troszkę jest szalony!
Kończę, bo pociąg rusza. Cześć!
Ja wracam w swoje strony.

Dzwonię do czerwca.
Mówią mi:
Prosimy bez hałasów,
bo czerwiec jeszcze sobie śpi,
ma cały miesiąc czasu.

Szukałem i pytałem,
dzwoniłem i pisałem,
wreszcie znalazłem:jest nasz maj,
stał nachmurzony w Łodzi:
– Przyjdzie pan?
– Przyjdę.
– Kiedy?
– Dziś,
jeśli się wypogodzi!







© Wydawnictwo Aksjomat

niedziela, 29 marca 2015

Wielkanoc


Wyskoczyły zajączki z lusterek,
na łąkę nad wodą…
A łąka jak pisanka
malowana pogodą:
tu ruda, tam zielona,
gdzieniegdzie w kolorze poziomek.
I słońce ją bierze w ramiona
ze złotych słomek.
Alleluja!

Baranki puchate,
świąteczne owieczki,
hop! hop! – skaczą po niebie.

Zgubiły dzwoneczki,
wiatr je znalazł poczciwy:
– Czyje? Czyje? – pytał w sadzie. – Czyje?

A sad w pąki schował
tajemnicę,
nie powiedział wiele.
Więc zawiesił wiatr dzwoneczki
na dzwonnicy
przy kościele.

Śpiewajcie, śpiewajcie dzwoneczki!
Alleluja!
Alleluja!







© Wydawnictwo Aksjomat

Wielkanocny stół


Wyłożono błękitem koszyk nieba,
aż się błękit na ziemię przelewa,
aż zagarnia swą powodzią niebieską bazie,
rzekę,
drzewa,
śpiew jabłoni w sadzie.
Już gotowy wielkanocny stół...

Już gotowy wielkanocny stół.
Przy werandzie kołysze się słońce.
Poświęcony chleb,
masło, poświęcona sól.
Z dzwonnic lecą
latawce dzwoniące.
Już gotowy wielkanocny stół.

I czekają szynki w szyku jak w szynku,
skrępowane jeszcze odrobinkę.
Chrzan się z octem spotkał na pikniku,
by obgadać to i owo przy słoiku.
Wielkanocny gotowy już stół.

Wielkanocny stół jest gotowy:
można zacząć świąteczne rozmowy.
Już pisanki wręczają swój list.
Babki też się spotkały na plotki.
Że makowiec w tym roku wyjątkowo słodki.
Że przesadził z lukrowaniem mazurek.
A barankowi odpadł róg.
Już gotowy wielkanocny stół.
Parę puszcza z wazy już plotkarz żurek.

Wielkanocny stół już gotowy
do wielkanocnego śniadania.
I biegnie wieść po świecie,
i od świtu słychać pieśń w jasnym wietrze:
wyczekiwana brzmi pieśń
Zmartwychwstania.







© Wydawnictwo Aksjomat

czwartek, 26 marca 2015

Pan poeta i fotel


Siądzie pan poeta w swym fotelu,
z fajki dymem chcąc przeczesać włosy płowe,
lecz poetę, drogi przyjacielu,
na cukierki tylko stać miętowe.

Tak czy owak siądzie sobie i pomyśli,
brodę zmierzwi, włos przeczesze, wąs nasroży
i uśmiechnie się poeta do swych myśli:
„W gruncie rzeczy prozaicy mają gorzej”.

I napisze jakąś odę czy poemat
dygresjami jak jeżozwierz najeżony
(czym wypowie się dość ważko i na temat
i przez tydzień będzie chodził napuszony).

Potem będzie parzył ziółka od nerwicy,
zje kanapkę cienką jak mól w Wielkim Poście –
trzeba kochać tych poetów, czytelnicy,
bo to są naprawdę fajni goście.






piątek, 13 marca 2015

A ja sobie kicham


A ja sobie kicham:
kich za kichem goni.
Drżę i rżę „Apsi-ihaaaa”
niby stado koni.
Mam temperaturę
jak w Afryce w lecie.
A za oknem mrozy –
zresztą sami wiecie.

A ja sobie kaszlę,
kaszlę dość znacząco.
To mi raz jest zimno,
to znów mi gorąco.
Jestem raz jak burak,
a raz jak cytryny –
wprost wyjęty z książki
„Sekret medycyny”.

A ja nos wycieram
w chustki haftowanej
wszystkie cztery rogi –
w każdy róg na zmianę.
I, jak pragnę zdrowia,
nos mam mrówkojadzi
(wśród zarazków mrowia
muszę sobie radzić).

Witam witaminy,
ściskam termometry,
łykam aspiryny,
wdziewam grube swetry.
I po co się pocę
całe dnie i noce?
Otulony kocem
w lutym czerwiec śnię.
Dobre robię miny
do złej grypy. Rymy
składam gorączkowo –
kto wyleczy mnie?








© Wydawnictwo Aksjomat

czwartek, 12 marca 2015

Mama


Dla Mamy zielenią się wszystkie ogrody
i dla Mamy magnoliowe kwitną w tych ogrodach lody.
I podwórza, i bramy
grają dzisiaj dla Mamy
koncerty.

Słońca broszką park troszkę spięty
pod nogi Mamy
ściele dywany
złote, od światła puszyste.

A motyle – polecone listy –
przekazują od nas życzenia:
Niech się spełnią Mamy marzenia,
niech się Mama nic a nic nie zmienia,
niech się Mama nigdy nie gniewa,
bo słodkiego się czasem zachciewa,
a szklanki tłuką się niechcący,
a kot nie dostał wczoraj jeść, bo był śpiący,
a farbki ze ściany się zmyją,
a rybki w akwarium od mydła przecież nie utyją.

I kreślą motyle skrzydłami
podpis pod życzeniami:
Całusy. Buziaki. Cmokasy.
Wisusy. Łobuziaki. Ananasy.

I śmieją się
Mamy oczy brązowe.
Tak wiele słów można objąć
jednym kochanym słowem.








© Wydawnictwo Aksjomat

Zdrobnienia


Była sobie pewna kraina
(nazwa tu nie ma większego znaczenia),
gdzie używano wyłącznie
zdrobnień.
Oto przykładowe zdrobnienia:

Pstrąg – to był pstrążek,
pieniądz – pieniążek,
moi kochani.
I jestem świadkiem:
świat zwał się światkiem,
brat Anny – bratkiem,
wiadomo, Ani.

Słoń – choćby nie wiem jak duży – był słoniczkiem,
lok był loczkiem, bok boczkiem, a słowik słowiczkiem,
zaś po niebie pływały sobie takie bielutkie chmurki.

Zamiast szyn leżały szynki,
zamiast kominów wszędzie stały kominki
i jeszcze w myśl tej mody
kury były kurkami
do zakręcania wody.

Król o poważnym obliczu
zamiast rządzić robił kicu-kicu,
bo był królikiem jak się patrzy.
No istny teatr,
a właściwie – teatrzyk.

Nie było mi to wcale na rączkę,
że się pąk na drzewie zrobił pączkiem,
no bo żaden ze mnie łasuch, a raczej
w gruncie rzeczy to jestem chudziaczek
i ten pączek by w niczym nie pomógł.

Więc na pociąg kupiwszy bilecik
w przedziałku na kanapce siadłem jak kotlecik
i po chwili byłem w domku… Przepraszam: w domu.








© Wydawnictwo Aksjomat

wtorek, 10 marca 2015

Mój Tato


Mój tato nosi za duży stary sweter,
ale za nic nie chce kupić nowego.
Trudno.
Nocą pali latarnię lampki,
by me sny żeglowały spokojnie ku brzegom
aż zaśpiewa syrena
i budzik ogłosi siódmą.

Wtedy z tatą chwytamy
chmury za nogi,
podciągamy się na nich ile siły w rękach.
Szczoteczki, tańcząc w łazience, mylą kroki,
w naszych ustach
brzmi miętowa piosenka.

Z tatą nie boję się nawet wąsatego szczura,
z tatą skaczemy po łące jak dwie wesołe żaby,
z tym, że tata to bardziej przypomina kangura,
ale, powiedzmy, ogólnie
daje sobie rady.

Z tatą świat jest mały – zamykamy go w słowach
i czytamy go razem jak codzienną gazetę.
Kocham mojego tatę.
Zawsze.
Ciągle od nowa.
Kocham mojego tatę.
Nawet ten jego sweter.








© Wydawnictwo Aksjomat

Przesyłka


Zastukał w moje okno
kolega wiatr podmuchem.
Otworzyłem.
Dłoni mej dotknął
po czym w szybie poprawił muchę.
– Witam – rzekł. – Mam przesyłkę.
Podpisz odbiór na jednej z kart.
– Co kwituję? – spytałem.
– Chwilkę...
Chyba miłość.
– Miłość?
– Owszem – mruknął wiatr.

Miłość? W paczce?
Do tego wstążka?
Uwierzyć w to niełatwo.
Takie rzeczy dzieją się w książkach
(zwłaszcza tych z pachnącą zakładką).

Ale skoro jest,
to nie ma co dyskutować.
W sumie ładny gest.
A paczka kolorowa.

Rozsupłałem (brrr, co za słowo!)
granatową jak ocean wstążeczkę.
Opakowanie było z „To i Owo”,
w środku serce. Serce z małym wieczkiem.

A na sercu
serdecznym atramentem
napisane było:
W związku z Taty świętem
ślę na Taty ręce
ni mniej ni więcej
tylko swoją miłość.

A jeszcze chciałam prosić,
żebyś przekazał życzenia
wszystkim na świecie tatusiom.
Możesz?

Mogłem. Czemu nie... Do zrobienia.

Więc poprosiłem wiatr,
by niósł po świecie obłoki
z napisem: Tatom sto lat!
Jak długi świat i szeroki.

Wiatr się ruszył, ja się wzruszyłem,
łzę sobie i niebu starłem chusteczką.
Takie dni dają nam siłę.
Nam – tatusiom.
Dzięki, córeczko!








© Wydawnictwo Aksjomat

Dziesiąty księżyc


W kosmosie planet nie zliczysz,
kosmos jest taki, ach, taki tajemniczy:
patrzysz i jakbyś czytał program dnia z chińskiej gazety…

Lecz wiem, że ciekawość
to są potworne męczarnie,
więc powiem wam,
jak to tam
wygląda międzyplanetarnie.

Na pierwszej planecie w naszym kosmosie,
mieszka zielone prosię.

Na drugiej zamieszkała
kózka (ta, co to „gdyby nie skakała…”).

Trzecia, czwarta i piąta
są postawione do kąta
za karę.
I przez to, dzieci kochane,
te planety nie są zamieszkane
wcale.

Na szóstej planecie
panie proszą panów
i bez przerwy się tańczy.
A na siódmej plażują w upale
najlepsze do spożycia w trzecim kwartale
połówki pomarańczy.

Na ósmej urządzono
Rzym, Krym i Konina pół,
zaś na dziewiątej stoi
ogromny bilardowy stół.

A co z dziesiątym księżycem?
No, co tam jest, proszę pana?
Cóż, też zajęty.

Tam buduję swój dom
z ziaren kawy
i marcepana,
i liści mięty.








© Wydawnictwo Aksjomat

Cztery pory domu


Zimą dom ma czerwony z zimna dach,
Śnieg zasypał już okna i świata jest mniej.
Swój podpis kładą kredą na brązowych drzwiach
Przybyli z niedalekich świąt królowie trzej.

Dom na wiosnę w zielone z nami gra 
I szczypiorkiem już pachnie długi domu cień.
Tyle kwiatów tutaj, ile śni się w snach…
Zresztą ogród to jest nasz wiosenny sen.

Nad mym domem w lecie rośnie zapach lip,
A gałęzie od śpiewu ptaków aż się gną.
Obłok pszczół brzęczący, co w koronie kwitł,
Z żółtym miodu zapachem nadpływa nad dom.

A gdy jesień przychodzi, dom wśród liści śpi
I octowiec czerwieńszy staje się co dzień.
Coraz szybciej mijają coraz krótsze dni 
I otwiera się wolno biała zimy sień. 











Obłoki nad Krakowem


Słuchajcie,
coś wam powiem:
Lecą obłoki nad Krakowem.
Pierzaste,
słoneczne,
mleczne...
Grzeczne, niegrzeczne, bajeczne!

I w chwili, gdy to piszę,
jeden zmienił się w ciszę
i znikł.
Pozostał po nim
jedynie słońca promyk.
Bo słońce to jest cisza,
i blask, i biel, i Wisła.
I maj, i uśmiech wiatru
też słońcem dzisiaj są.

Wystarczy unieść głowę:
obłoki nad Krakowem
w daleką podróż płyną,
po niebie lekko mkną.
I za obłokiem obłok
przefruwa zaraz obok,
wieże stają na palcach,
by złapać go za nos.








© Wydawnictwo Aksjomat

Wiosna tańczy


Wiosna tańczy w sukience szytej z lekkiej zieleni,
Już jesteśmy weselsi, a życie – jakieś ciekawsze…
– Zatańczy pan ze mną? Drżą struny słonecznych promieni…
– Ach, z panią, pani Wiosno, z panią zatańczę zawsze!

I teraz mam kieszenie pełne złotych kaczeńców,
A na ręce przysiada pan kos – głos skrzydlaty.
Z dnia na dzień nabieramy razem z wiosną rumieńców,
Dzień po dniu płynie niebem nowy obłok pyzaty.

Słońce sad właśnie przetarło z cienia,
Wiatr wiosenny warkocz słońcu zaplata.
Jeszcze został nam do zrobienia
Jeden krok, jeden skok w stronę lata…







© Wydawnictwo Aksjomat

Miasto na K


W mieście na K
jest rano mgła,
co w hejnał senne nuty klei.
W mieście na K
jak w dobrych snach
lądują w Rynku z chmur anieli.

Grodzką od Rynku aż po Wawel
tak chodzą ci anieli sobie,
pył biały mają w ręce prawej,
a w lewej skrzydło zapasowe.

A kiedy słońce ich rozpozna
i umknie biel anielska z ziemi,
cichutko nocą przyjdzie wiosna:
miasto na K
od Z do A
pędzlem z traw młodych zazieleni.







© Wydawnictwo Aksjomat

Niedźwiedzia pobudka


Gdy się niedźwiedź obudzi ze snu,
z futra strzepnie zimowy kurz,
to cudownie i lekko jest mu,
i tak bardzo wesoło mu już.

Więc wychodzi przed norę swą miś,
i na łapach dwóch staje z radości.
Nie ma co – wiosna od dziś
w misia sercu niedźwiedzim gości.

Już niedługo przyleci bocian,
dziś wiadomość tę przyniósł strumień.
I już cieszy się niedźwiedź, chociaż
trochę żal mu, że sam latać nie umie.

Gdy się niedźwiedź obudzi ze snu,
z futra strzepnie zimowy kurz,
ach, jak lekko, jak niedźwiedzio mu,
kiedy wiosna za lasem tuż tuż.







© Wydawnictwo Aksjomat

Wernisaż


Wiatr rzeźbi chmury na niebie
promienia złocistym dłutem.
Już między rzeźbami przebiegł,
coś zmienił, wygładził, uciekł.

Za chwilę lekko wrócił,
inną wziął perspektywę.
Nachmurzył się i zasmucił,
i lwu poprawił grzywę.

Wśród rzeźb są trzy niedźwiedzie,
koty skaczą wesoło.
Zaprzęg z koniem na przedzie
zatacza polarne koło.

Pną się dachy pagody,
kotwicę rzuca z chmur statek.
I kwitną białe ogrody,
i płyną rzeźby puchate.

Wiatr rzeźbi na niebie chmury.
– Gotowe, panie rzeźbiarzu?
– Gotowe. Spójrzcie w górę.
Witam na wernisażu!







© Wydawnictwo Aksjomat

Marcowy deszcz


Wziął mnie pod rękę marcowy deszcz
i razem szliśmy mokrym miastem.
– Pan nie przeskakuje kałuż? Bo, widzi pan, ja też.
Ja nawet lubię.
– No tak – mruknąłem. – Jasne.

I dalej szumiał szeptem swym
marcowy deszcz, wiosenny pierwszak,
a kropla z kroplą to był rym,
lecz nie z mojego wiersza.

W końcu już miałem tego dość,
więc mówię tak do niego:
– Może i równy z pana gość,
deszczowy mój kolego,

lecz z panem chciałbym znać się raczej
listownie, dobrodzieju.
A deszcz nie mówi nic i płacze,
deszcz łzy strugami leje.

I zniknął gdzieś marcowy deszcz,
i już nie szliśmy razem miastem.
– Hop! Hop! – zawołałem. – Halo! Gdzie pan jest?
Wiatr wiał niebieski.
I wszystko było jasne.






© Wydawnictwo Aksjomat