czwartek, 16 listopada 2023

Lokomotywa ze zwierzętami

 
Toczy się wolno, na boki kiwa
siwa od dymu lokomotywa.

Siwa – tak bywa – jak dziadka broda.
Taka już dymu chmurna uroda.

Lokomotywa wolno się toczy,
jak foka fuknie, jak pies popsioczy.

Bo też wysiłek to bardzo duży
ciągnąć wagony w ciągłej podróży.

Są w tych wagonach różne przedziały:
ten jest ogromny, ten znów jest mały.

Przedział po lewej ma balkon spory,
przedział po prawej – wyściółkę z kory.

Trzeci ma w oknie żelazne pręty,
a ten na końcu jest niedomknięty.

Tam znów wystają dwie pary podków,
trzy z rzędu grzędy mają zaś w środku.

Dróżnik na stacji mocno się biedzi:
kto w tym pociągu w przedziałach siedzi?

Już chciał zapuścić w okno żurawia,
kiedy ktoś krzyknął: – Co pan wyprawia?

Po czym nieznany głos tak obwieścił:
– Kolejny żuraw tu się nie zmieści!

Zdumiony dróżnik siadł na peronie,
pot z czoła wytarł, podrapał skronie.

Myślał i myślał, i nie wymyślił,
nie uogólnił i nie uściślił.

Rzecz rozpatrywał z dołu i z góry,
aż się doczekał emerytury.

Zmienił się trochę, trochę posiwiał,
można powiedzieć: zlokomotywiał.

A pociąg jedzie, a pociąg dudni,
w rytmie poranków i popołudni.

Pociąg kołysze się na zakrętach.
A kto nim jedzie? Same zwierzęta!

Grono zaś zwierząt dosyć jest liczne:
są te domowe, są egzotyczne!

Ta jest pasiasta, ten ma kopyta,
jedzie szczur szczery i fretka skryta.

Jedzie jeż, bocian, wielbłąd, szynszyla,
nie brakło także i krokodyla.

Słoń miejsca cztery zajął, niestety,
więc musiał kupić cztery bilety.

Trąbi wciąż o tym na lewo, prawo.
A pociąg już jest gdzieś pod Warszawą.

Trąbi więc dalej, na prawo, lewo,
a pociąg właśnie ominął Przeworsk.

Trąbi, bo trąba na to mu rosła.
Słyszy go Przemyśl, słyszy Jarosław.

Sęp pielęgnuje pęsetą pióra.
Turowi w turach śni się matura.

W wagonie szóstym siedzą łabędzie.
Łabędź to luzak: – Będzie co będzie.

– Byczo – byk na to. – Byle tak było,
by coś przybyło, a nie ubyło.

Ryby zgodziły się jednogłośnie:
– O wodę idzie? Niech poziom rośnie!

Śmiechem wybuchnął chudzielec pająk:
– Dzieci i ryby głosu nie mają!

Wybuchnął, chuchnął, rzekł, zbiegł i przepadł
(umieć przepadać to też zaleta).

Rzekł, zbiegł i w kącik szybko się wcisnął.
A pociąg właśnie przekraczał Wisłok.

W karty z tygrysem grała pantera:
najpierw w makao, potem w pokera.

Dzisiaj do brydża brakło czwartego,
Był tchórz, lecz bał się, że tygrys zje go.

Że tygrys zje go tuż po rozgrywce.
Nawet nie z głodu, lecz ku rozrywce.

Potem się wyparł: – Gdzie tam! A skądże!
A pociąg jechał sobie na Łomżę.

Łosoś wszedł z łosiem w ogniste spory,
kto czyim szefem jest od tej pory.

Takie zaś przy tym zgłosił uwagi,
że dłuższa nazwa większej jest wagi:

– Nikt pana zasług tu nie umniejsza,
lecz dłuższa nazwa jest ciut ważniejsza!

– Tak pan uważa? Bo myślę sobie,
że jakąś krzywdę tu panu zrobię!

Co tak się zacznie, nieprędko minie.
Wysiedli obaj gdzieś w Łososinie.

A pociąg jechał dalej i dalej.
Na Stępów, Łętów, Kaleń i Kalej.

W restauracyjnym siadły wagonie
dwa nosorożce i cztery konie.

Widząc tych koni końskie zaloty,
trzy pierwsze koty poszły za płoty.

Żeby swą wzgardę pokazać leszczom,
lemur stał murem z miną złowieszczą.

I gdy tak lemur stał swoim murem,
tur mur obalić chciał wraz z kur chórem.

Rzec nosorożec miał coś pod nosem,
lecz nosa utarł mu lew z oposem.

Więc sapnął tylko: – Ach, dzięki, stary,
gnębią do głębi mnie te katary.

I tak się toczy pociąg swą trasą:
ku Zabrzom, Żabnom i Truskolasom.

Wszystkim zaś życie śpiewem umila
z gorylim wdziękiem żona goryla.

Pan goryl szczere śle przeprosiny:
– Państwo wybaczą... To nie z jej winy...

Wół mu przytaknął: – Tak jest w istocie!
Nietoperz milczał, bo był w odwrocie.

Mól w moll zaśpiewał, w dur szczur basował,
aż sowa spsiała, a pies osowiał.

I tak się pociąg toczył po torach:
od wschodu słońca aż do wieczora.

Z każdą minutą drogi ubywa...
Toczy się, toczy lokomotywa! 








© Wydawnictwo Aksjomat  

poniedziałek, 6 listopada 2023

Aspiryna i czosnek


 
Bywa czasem, że jesień właśnie tak się zaczyna:
Ciepła kołdra, herbata, czosnek i aspiryna.

Mija złoto jesieni, jakby kto strzelił z bata...  
A my tylko: kołderka, aspiryna, herbata.

Człek by oddał z ochotą, zmieniłby to na wiosnę:
Te jesienne herbaty, aspirynę i czosnek.

Lecz kto chciałby te skarby? To życzenie niemądre…
Aspirynę wraz z czosnkiem? I herbatę, i kołdrę?

Nie to, żebym się nudził, no bo są w odwiedzinach  
I Angina Gorączka, i Grypa Agrypina.

Więc nucimy na głosy te refreny żałosne.
Ja: herbata. A one: aspiryna i czosnek.

W radiu gra wciąż swój przebój DJ Kaszel z Kataru. 
Dzień po dniu. Od tygodnia. Przestać nie ma zamiaru.

Tak to czasem jesienią mogą skwaśnieć nam miny 
Od kołderek, herbatek, czosnku i aspiryny. 









© Wydawnictwo Aksjomat