czwartek, 16 maja 2019

W biblioteczce


W mojej biblioteczce
na każdej półeczce
chowa się bajeczka.

A co jest w bajeczce?

A w bajeczce smok,
co w dal robi skok,
skrzydłem machnie,
ogniem zionie,
ma pięć głów po każdej stronie,
ma pięć głów po każdej stronie,
każda strojna w lok!

Taki z niego jest przechera:
wziął się robić za gangstera!
Tu wymusi, ówdzie pożre
czworonożne i dwunożne,
nie przebiera przy tym w środkach,
żre, co tylko gdzie napotka,
tak od zawsze ma, niestety,
nie uznaje żadnej diety,
no po prostu szok!

Ogniem zionie,
skrzydłem machnie,
na dodatek siarką pachnie –
taki jest ten smok.

A w bajeczce śpi
stary niedźwiedź i
jak zachrapie niedźwiedzisko,
to się w domu trzęsie wszystko,
aż się budzą sny.

A w bajeczce
na owieczce
biała rośnie mgła.
Czarodziejka
właśnie zerka:
będzie z wełny szal!
Szal już aż do nieba długi,
księżyc chciałby uszyć drugi,
chciałby uszyć taki drugi,
lecz mu złota żal.

A w bajeczce wilki trzy
i czarodziej co dzień zły.
Wilki wyją do księżyca,
a czarodziej się zachwyca,
a czarodziej się zachwyca,
jakby nie miał czym.

A w bajeczce są jaskinie,
w których nawet echo ginie!
Są jeziora tak głębokie,
że nie dojrzysz ludzkim okiem,
że nie dojrzysz ludzkim okiem
w głębokościach dna.

A w bajeczce białe koty
toczą kłębek szczerozłoty,
rozwijają nić przez dachy,
gapią się na wróble strachy,
gapią się na wróble strachy,
co to dzieje się.

Strach na wróble wróble straszy
i nie daje zjeść się w kaszy,
którą Baba Jaga każe
szybko warzyć w szybkowarze,
szybko warzyć, w parze parzyć,
by co jeść miał Jaś.

A w bajeczce wilkołaki
strzygą u barbera baki,
u barbera baki strzygą,
randkę mają dziś ze strzygą,
randkę mają dziś ze strzygą,
nie chcą straszyć źle.

A w bajeczce są plaże
i brodaci korsarze,
jest tu wyspa bezludna,
ciepłe morza Południa
i ukryty skarb w skrzyni,
a piraci są przy nim,
a piraci są przy nim,
bo stróżują, bo pilnują
w nocy i za dnia.

A w bajeczce obłoki,
a w nich zamek wysoki,
a w tym zamku
na krużganku
jest królewna – o poranku
ku niej jedzie rycerz z mieczem,
ma w bukiecie cztery mlecze
(sami wiecie: kwiecie w lecie
plecie przecie się w bukiecie),
róż tam jest też z pięć!

On ją pojmie za żonę,
król mu odda koronę,
a jak będą pojmani –
piękny pan, piękna pani –
wskutek tego pojęcia
król go uzna za zięcia,
będą długo tu żyli,
będą się weselili,
będą się weselili,
a my też z nimi wraz!




środa, 15 maja 2019

O burczychmurze


Idzie chmura po niebie,
przyjść nie może do siebie,
bo daleko do domu,
a wicher groźnie śwista.
Na końcu nieboskłonu
chmurka ma swoją przystań.

Leci to wyżej, to niżej,
wiatr ją czasem podrzuci,
żeby miała ciut bliżej,
żeby tę drogę skrócić.

I chmurzy się ta chmura,
i robi się bardzo bura.

I mówią na dole,
mówią na górze,
że w brzuchu burczy
tej burej chmurze.

Więc wszyscy orzekli zgodnie:
na Mazurach, w górach i na Warmii,
że trzeba tę chmurę godnie
podjąć i – że jest głodna – nakarmić.

Jak kto stał,
co kto miał
burej chmurze
w darze dał.

Zając przyniósł marchewkę,
kos sok dał na rozgrzewkę.
Wiewiórki orzeszków sześć:
no nic tylko się rozchmurzyć i jeść.

Żaby dały cztery chleby,
dzik żołędzi niemało –
żeby,
żeby,
żeby,
żeby,
żeby tak nie burczało!

Cztery wróble – każdy po okruszku,
żeby chmurce
nie burczało w brzuszku.

Chmurka rada nierada
co przynoszą to zjada.
Lecz mało ciągle i mało,
a burczy
tak jak burczało.

Wygląda to dość groźnie,
już o tym plotkują w Krośnie
i w parku w Tymbarku mówią o tym też:
że chmura rośnie i rośnie,
że rośnie wzdłuż i wszerz!

Wreszcie burczeć przestało.
– Sukces! – krzyknęli wszyscy.
I wtedy właśnie zagrzmiało!
Szast!
Prast!
Grzmoty i błyski!

I lunęło, zaniosło się deszczem
nad Warszawą, Iławą i Wrzeszczem.
Zawsze to kłopot nie lada,
gdy tak się nagle rozpada,
bo kaloszy nikt nie nosi w kieszeni –
trzeba czekać aż pogoda się zmieni
i wszystko się znów poukłada.

Ktoś tam się na chmurkę oburza,
że przez nią ta cała burza.
Lecz cóż chmura winna jest komu?
Szła sobie niebem do domu...
I tylko świstał wicher,
aż trzęsło nieba dachem i strychem,
i tylko w brzuszku burczało...
I wzięło się
wzburzyło,
i wzięło się
rozpadało!
Aż przeszło i stało się ciche.




Dzwoni telefon!


Telefon dzwoni i dzwoni!
A kto tam po drugiej stronie?
Nie wiemy – nie odbieramy!
Boimy się, proszę mamy!

To na pewno dzwoni zły goryl,
dla goryli złych nie ma złej pory.
Na pewno goryl, tak, tak.
Zły taki, że aż bierze strach!

Goryla jest łatwo rozzłościć,
nie chciejcie sprawdzać, mili,
gorylej aktywności,
gdy goryl się rozgoryli.

Więc pewnie teraz ma słuchawkę w łapie!
Kto się w tym wszystkim zresztą połapie...

A jeśli to nie goryl,
to w takim razie kto?
Telefon dzwoni i dzwoni
jak nie wiem, jak nie wiem co!

Lepiej się schowajmy
za szafą lub komodą.
Bo może to wydzwania
jakiś waran z Komodo.

Waran to temat z grubsza znany,
wiadomo jakie są warany.
Weź lustro przystaw, a on sam
siebie się zlęknie, mówię wam!

Suszy się pranie na parkanie,
telefon dzwoni nieprzerwanie.
Wiatr z bzem się bawi w „zostań – płyń”,
telefon dzwoni
dryń,
dryń,
dryń!

Boimy się, proszę mamy,
no to nie odbieramy!

A może to wnuk Bazyliszka?
Wczasował pewnie jak raz w Liszkach,
przypomniał sobie
no i masz!
Sam dobrze Bazyliszka znasz.

Połknie nas wszystkich przez słuchawkę,
przełknie, przepije, zdławi czkawkę.
Napisze prasa: „Straszny czyn...”.
Telefon dzwoni:
dryń,
dryń,
dryń!

A może to jest potwór z bagien,
co ma za żonę Babę Jagę
i nic nie powie, mówię wam,
poza „Dzień dobry” i „Mniam, mniam”!

Wiatr bzu po niebie już nie goni,
telefon także przestał dzwonić.
Jaka to ulga! Radość szczera!
Klucz w zamku zgrzyta,
wchodzi tata:
– Nikt telefonu nie odbiera!
Wszyscy ogłuchli tu czy jak?
Dzwonię i dzwonię, i wybieram,
cisza, tak jakby zasiać mak.

A więc to tata!
Co ja słyszę!
Goryl i waran! Bazyliszek!
Tata to nas wystraszyć umie...
Niezły jest z taty numer w sumie!