wtorek, 10 marca 2015
Marcowy deszcz
Wziął mnie pod rękę marcowy deszcz
i razem szliśmy mokrym miastem.
– Pan nie przeskakuje kałuż? Bo, widzi pan, ja też.
Ja nawet lubię.
– No tak – mruknąłem. – Jasne.
I dalej szumiał szeptem swym
marcowy deszcz, wiosenny pierwszak,
a kropla z kroplą to był rym,
lecz nie z mojego wiersza.
W końcu już miałem tego dość,
więc mówię tak do niego:
– Może i równy z pana gość,
deszczowy mój kolego,
lecz z panem chciałbym znać się raczej
listownie, dobrodzieju.
A deszcz nie mówi nic i płacze,
deszcz łzy strugami leje.
I zniknął gdzieś marcowy deszcz,
i już nie szliśmy razem miastem.
– Hop! Hop! – zawołałem. – Halo! Gdzie pan jest?
Wiatr wiał niebieski.
I wszystko było jasne.
© Wydawnictwo Aksjomat
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz