czwartek, 5 września 2019

Trzy wiersze o kotach


Wymarzony kot

Mój kot, myślę sobie,
byłby dość staroświecki:
starej daty, jak mówią niektórzy.
Jednym słowem
nazywać mógłby się Zapiecki
i koniecznie fajkę by kurzył.
Mruczałby tylko ballady
i to zawsze w moll,
a słabość miałby ten kot do stromych dachów i czekolady.
Damę serca też miałby
w jakimś Limassol.

Mój kot miałby zawsze niezmienną sierść,
w jednym oku księżyc,
słońce w drugim.
I co noc dumnie prężyłby ten mój kot swą pierś,
prezentując przed lustrem
Południa Krzyż Zasługi.


Jubileuszowa piosenka dla Joanny i kota Fiodora

Chodź, Fiodor...
Plącze się język światła nad wodą.
I można tańczyć z cieniem, czemu nie?
Tancerze wiodą żywot ku ogrodom
i kwitnie różany szept.
Przegląda się w mroku lampa na bulwarze:
poznajesz Fiodor? Błysk i czerń
minionych zdarzeń...
A jeszcze wiele stanie się.
Bądź pewien, Fiedia. Lecz na razie...

Chodź, Fiodor,
już czas, szelmo, czas, kocurze,
nie marudź –
i tak zostaniemy tu na dłużej...
Tak łatwo się nie znika
na kocich łapach, gdy z głośnika
tuż przy Moście Niezgody
śpiewają tę piosenkę.
Chodź, Fiedia...
W niepogodę
dobrze iść ręka w rękę.
Gdy ostatni tramwaj
namókł i zgasł.

Dawaj, Fiedia, dawaj,
już czas.

Mam smak na piosenkę
na deszcz, na wiersz,
na wstążkę,
na książkę...
Wiesz, Fiedia, wiesz?
Gdy plącze się język
świateł nad wodą...
Dobrze to przeżyć.
Idziemy, Fiodor...
Dobrze jest... Fiodor...
Dobrze.
Dobrze jest!


Koci film

Obwieszcza się
wszystkim kotom:
kocicom, kocurom, kociętom,
że właśnie, że teraz, że oto
koci film kręcić rozpoczęto.

A kasę na film wyłożyły
natychmiast ze cztery ważne instytuty.
(Niby coś tam reporterki „Sznaucera” węszyły,
ale wszystko zdało się właściwie psu na buty).

Pan reżyser odłożył z żalem
archiwalne numery „Kocich Elit”
i wyciągnął spłowiałą czapeczkę wraz z szalem,
takoż zza pieca wyciągnął fotelik.
I ustawia aktorów od rana
według najlepszego planu najlepszego ustawiania.
I coś z tego wyjdzie, coś będzie,
coś na kształt, bez krępacji, arcydzieła!
I już pisze się o tym wszędzie,
i ekipa jednej telewizji też się tym zajęła.
I kręcą to kręcenie,
i filmują to filmowanie,
i profesjonalnie nagrywają profesjonalne miauczenie,
i śledzą każdy koci ruch na planie.

A gdzieś tam w tle
uwija się
pan od cateringu, by obsłużyć gości.
Ryba. Pizza. No i w ogóle co kto tam jeszcze jeść chce
(rzecz jasna w ramach normy i ogólnie przyjętej finansowej przyzwoitości).

Zjawiła się też panna Cotta,
królowa towarzyskiej śmietanki:
bez specjalnego celu, po prostu, ot tak.
Pewnie ma wolne poranki.

A wstępu na plan zakazano
jedynie redaktorom „Mojego Psa”,
tudzież rozmaitej maści celebrytanom.
Nie dla psa klaps, cicho sza.
– Uwaga, gramy! Akcja!
Od „Nie sądziłam, że cię tu spotkam”.
A pan się dziwi, panie kocie, dziwi się pan,
tym co mówi do pana pani kotka.

I tak kręcą ten film, kręcą,
ocierają się o ten geniusz jak kot o wełniane nogawki.
I tak biegnie koci żywot za dni przędzą,
i tak tkają się filmowo kocie sprawki.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz