poniedziałek, 23 grudnia 2013
Co by nie mówić – biało!
Co by nie mówić – biało.
A to na dodatek taka, tato, zimna biel!
Ale śniegu nadal, proszę mamy, mamy mało.
No, mało. Wciąż za mało nam.
Czyż nie?
– Skoro mało, to proszę najuprzejmiej więcej! –
powiedział święty Mikołaj
i zatarł zmarznięte ręce,
i zabieliło się jeszcze bielej dokoła.
I parsknęły służbowe renifery
na raz, i na dwa, i na trzy, i na cztery!
I śnieg się rozsypał w obłoku pary:
śniegowe czary-mary
na polach.
Zasypało więc drogi,
zasypało port i każdy kąt.
Zimno w uszy
i zimno w nogi.
Żeby tylko nie chciało
zasypać nam świąt!
Bo nie byłoby,
moi mili, Wigilii
i pasterki by nie było, i karpi.
I nie śpiewałyby kolęd choinki...
Już starczy tego śniegu, już starczy!
I żłóbka by nie miało
Betlejem jasne.
Wyobrażacie sobie? Śmiało!
Nie.
Ano właśnie.
Więc się święty Mikołaj zmartwił.
Więc zmarszczył święty Mikołaj brwi.
Za dużo śniegu – to nie są wcale żarty.
I uniósł trochę śniegu do nieba,
nad ogrody, nad wieże, nad sny.
Co by nie mówić – biało.
Złapało nas w tę śnieżną, proszę taty, śnieżną sieć!
I śniegu mamy, proszę mamy, tyle, ile by się chciało,
ile by się chciało
tego śniegu
mieć.
© Wydawnictwo Aksjomat
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz