środa, 15 stycznia 2014

Spotkanie ze styczniem


Raz ukłonił mi się styczeń z oddali,
(już się Szewska zanurzała we śnie).
Podszedł. Pyta: – Czy się mogę wyżalić?
– Proszę bardzo – ja na to. – Czemu nie…

– Wedle moich, proszę pana, obliczeń –
zaśnieżony, zasępiony rzecze styczeń –
tak wychodzi, że dziś, jutro i pojutrze,
będę chodził, proszę pana, w grubym futrze.

A ja chętnie wdziewałbym sandałki,
i sodową na plaży pił wodę,
i jadł lody sprzedawane na gałki,
bo na sople już patrzeć nie mogę.

Wąchać chciałbym na słońcu bukiety
róż, stokrotek, bratków i dalii.
Cóż, gdy ciepło wziął całe, niestety,
kuzyn Styczeń – pan zna? – ten z Australii.

Wcale nie jest mi dobrze z tym chłodem.
Powiedziałbym: jest źle albo gorzej.
Lecz co zrobić: przydział mam na pogodę.
Jak mi mrozić kazali, to mrożę.

Smutna sprawa z tym styczniem, wiadomo,
coś szepnąłem, że przykro, że żal
i brnąc w śniegu wracałem do domu,
a pan styczeń sam szedł w białą dal.








© Wydawnictwo Aksjomat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz