wtorek, 14 stycznia 2020

List z rejsu


Drogi Jurku! Musisz wiedzieć,
że bawimy się wspaniale.
Na śniadanie, obiad – śledzie,
bowiem śledź jest wcale, wcale.
Nie narzeka nikt, nie psioczy,
nikt nie skarży się, nie smuci.
Rejs ogólnie jest uroczy,
tylko bosman wciąż się kłóci.
Jakoś wczoraj fali grzywa
Cześka nam z pokładu zmyła.
Każdy stratę tę przeżywa,
bo to jednak strata była.
Czesiek bowiem miał w kieszeni
zestaw przypraw od kucharza.
Teraz się jedzenie zmieni...
Śledź bez przypraw – to się zdarza.
Wszyscy są tu tak uprzejmi,
że nic, tylko kłaść na ranie.
Nikt nie powie tu: Ster przejmij,
tylko: Ruszaj się, baranie!
Z Grzesiem obok trzymam sztamę,
choć Grześ ma naturę szorstką.
Nową dali mi piżamę,
bo Grześ ma chorobę morską.
Bosman wdał się w zdań wymianę
z jednookim marynarzem.
Wciąż szukamy go na zmianę.
Czy się znajdzie – czas pokaże.
Stach tkwi na bocianim gnieździe –
miał tam wejść i zejść z powrotem,
wczoraj ktoś go dostrzegł wreszcie,
ponoć ściągną go w sobotę.
Przebywamy morską drogę,
oprócz Władzia wszyscy zdrowi,
bo mu rekin odgryzł nogę
i dość przykro jest Władziowi.
Wschody i zachody słońca
podziwiamy wprost z pokładu
i zachwytom nie ma końca
(po bosmanie nie ma śladu).
Andrzej złapać chciał delfina,
więc wychylił się ku morzu.
Każdy dobrze go wspomina.
Jaka szkoda, że nie dożył...
Żałuj, że cię nie ma z nami,
bo zabawę mamy przednią.
Wczoraj wybuchł nam dynamit,
mącąc ciszę poobiednią.
Nasz kapitan za bosmanem
wysłał list poniekąd gończy,
zapytując: Co z baranem?
Nie wie nikt, jak to się skończy.
Bez bosmana jak bez ręki,
wie to każdy, kto mórz zażył.
Kubuś w nocy miewa lęki.
Ponoć zląkł się marynarzy.
Z rozkazania kapitana
morska jest do picia woda.
Słodka – przereklamowana,
więc jej dla nas trochę szkoda.
Śledzie się skończyły w czwartek,
szczur to jednak nie to samo.
Dziennik rejsu nie ma kartek,
bo je ponoć pozjadano.
Pensje płacą nam na raty,
by nas uczyć oszczędności.
Kucharz wczoraj upiekł mapy,
mówiąc, że to schab bez kości.
Mnie się cypel dostał tłusty,
więc najadłem się jak cielak.
Umie kucharz trafić w gusty:
chudy Zdzich miał archipelag.
Trzeszczą dechy w burt poszyciu,
wiatr kołysze masztem lekko.
Jeśli pragniesz przygód w życiu,
to ocean twoją mekką!
Pracy tutaj nie za wiele,
pokład zmyjesz i gotowe.
Wypoczywasz jak w niedzielę,
chyba że ci zmyją głowę.
Nikt tu nie roluje żagli,
bo zanikły wskutek prucia.
Nic donikąd cię nie nagli,
może tylko prócz zatrucia.
Gdybyś widział nasze gęby
przy szantowej rzewnej nucie!
Zjedliśmy na morzu zęby...
Część przynajmniej – po szkorbucie.
Wiem, że każdy mi zazdrości
tej wyprawy pod żaglami...
Wczoraj znaleziono kości,
zatem bosman wciąż jest z nami.
Będę kończył, Jurku drogi,
bo nadchodzi wachty pora,
a po dżumie drżą mi nogi –
zajrzę jeszcze do doktora.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz