piątek, 12 lipca 2019
Wiersz weekendowy
Poniedziałek nas nuży
nim zdąży się rozpocząć.
Poniedziałek się dłuży
i źle mu patrzy z oczu.
Wtorek mija za wtorkiem
i nic się nie zmienia.
Środa jak zwykle wiele zostawia do życzenia.
Czwartek jest tęsknym cieniem odległej soboty.
A co z piątkiem?
No, piątek wchodzi na wyższe obroty.
Więc się spina piątek potężnie
(przynajmniej od popołudnia).
I wszyscy coś planują, gdzieś jadą:
młodzieńczo,
beztrosko,
prężnie
i miasto chwilowo trochę się wyludnia.
I na tej wyspie trochę bezludnej
odbijają się w lustrach wystaw
palmy tak krasne i cudne
jak cudny jest na przykład Krasnystaw.
Zakwitają weekendowe plany,
ogromnieją w nas lwy weekendowe
z grzywami bujnymi jak łany
miast skromnego przedziałka na głowie.
I już jesteśmy w wersji
takiej bardziej maksi niż mini.
Mówimy: pardon i bien merci,
wsiadając do naszego lamborghini.
I tak co tydzień karmimy snami
tych kilka głodnych kawałków.
Czego to człowiek nie robi, kochani,
żeby uciec od poniedziałku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz