piątek, 21 listopada 2014
Parasole
Deszcz kapie:
kap, kap,
chlip, chlip,
chlap, chlap
i plim, i plam.
A ja po Alejach Trzech Wieszczów
chodzę sobie w tym deszczu,
za pan brat z deszczem,
z deszczem sam na sam.
I trochę tylko jest niefajnie,
że ten deszcz tak kapie jednostajnie,
niechby coś
zburzyło kropli rytm.
Więc postanowiłem
kupić parasol,
żeby sobie wystukać
takie tam do re mi fa sol.
W każdym razie żeby coś brzmiało
inaczej niż ten deszcz.
Wszedłem do sklepu śmiało.
– Poproszę parasol – mówię.
Zaciekawił się pan sprzedawca:
– A który?
Są parasole w żółwie,
pustynne z wielbłądziej skóry,
może zechce łaskawca
ten w geometryczne figury?
Dla myśliwych mamy parasole w pieski, zające i liski,
a dla wegetarian
w nietuczące arbuzy.
Krótko mówiąc: dla wszystkich
wybór parasoli jest duży.
A kolory! Istna tęcza!
Nie ma powodu się z tego powodu zadręczać,
bo można wybrać istne cacko
i wyglądać nader, proszę pana, elegancko.
Na deszczowe świątki i piątki,
od mniej więcej półrocza,
mamy parasole
w kształcie dziewiątki.
Moja natomiast ciotka
(pan zna moją ciotkę? Urocza!
Pozdrowię od pana, gdy spotkam...),
więc ciotka i mój, proszę pana, wujek
wybierają parasole
w kształcie gustownych dwójek.
Lecz ja prosty parasol chciałem,
żebym rytm nim wystukiwać mógł...
A z tego wszystkiego jakoś nic nie wybrałem.
Nie będę wystukiwał. Będę za to mókł.
© Wydawnictwo Aksjomat
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz