wtorek, 5 listopada 2024

*** (Kupiłem kiedyś za trzy pensy…)

 

Kupiłem kiedyś za trzy pensy
(wartość miesięcznej mojej pensji)
u niejakiego Sancho Pansy
edukowane dwa szympansy.
Mól mnie zakryty żarł dwie noce,
szczęściem nie przeżarł się przez koce,
lecz przeżarł się był wełną – skucha:
przeżarł się, odkrył i dał ducha.
A szympans gwarzył tak z szympansem:
– Mógł mól mieć swą życiową szansę,
lecz nie okiełznał swej oskomy,
muląc żołądek, mól łakomy.

Mola złożono, moi mili,
od brzegu cztery i pół mili.
Ciężko się nitka życia przędzie...
Może mu morze lekkim będzie. 







środa, 15 maja 2024

Narysuję dla Ciebie dwie mrówki, czyli wiersz dla Mamy

 
Narysuję dla Ciebie dwie mrówki.
(Bo jedna mrówka na prezent
to trochę mało, a dwie – prawie). 
Będą miały te mrówki
takie spodnie – bojówki
i huśtały się będą, szelmy, w żółtej trawie.

– Och, dziękuję…
– Ależ, Mamo, to jeszcze nie koniec.

Napiszę dla Ciebie też,
jeśli wyjdzie mi, oczywiście,
taki wiersz rymowany wzdłuż i wszerz,
a w tym wierszu
jak w jeziorze księżyc błyśnie.

– Dziękuję…
– Mamo! To jeszcze nie wszystko…

Przywiozę z dalekich Indii –
trzy słonie duże
i jedno małe słoniątko.
Duży słoń będzie niósł
dużą różę.
A słoniątko –
małe zawiniątko.

– Dziękuję. A co w tym zawiniątku?
– W zawiniątku…

W zawiniątku będzie słońce majowe –
wśród zieleni szkiełko rozgrzane.
Ty przytrzymasz je w dłoniach, a ja powiem
cztery słowa:
Bardzo kocham moją Mamę. 








© Wydawnictwo Aksjomat 

piątek, 19 kwietnia 2024

Lubię maj

 
Lubię, kiedy maj jest ciepły i deszczowy
i kałuże zakrywają buty
do połowy.

Lubię, gdy jamniki wchodzą w te kałuże.
Jamniki są długie,
a kałuże duże.

Lubię, kiedy zieleń płoszy sen biedronki,
a sen biegnie i zrywa
pająkom koronki.

Lubię majem popatrzeć na majowe domy.
I lubię, kiedy jeden z nich jest mój.
Najlepiej ten zielony.  









© Wydawnictwo Aksjomat  

piątek, 15 marca 2024

Dziewczynka z zapałkami


Gdzie ciemnym przęsłem most wyrasta
i swą wielkością oczy mami,
stała na skraju
wielkiego miasta
mała Dziewczynka z zapałkami.

Włosy jej plątał wiatr zimowy,
śnieg razem topił się ze łzami
i odwracali
wszyscy głowy
od tej Dziewczynki z zapałkami.

Wśród nocy mroźnej zimna dal,
zmrożona rzeka srebrem lśni.
Trwa gdzieś tuż obok wielki bal,
ale nikt nie otworzy drzwi.

Mrok przecinały drobne błyski,
ognie, co chwiejnym żyją życiem:
błysły i gasły,
i po wszystkim…
I tylko śnieg, i wiatru wycie.

Jak bluszcz w podwórzach śnieg się płożył,
tętniły życiem w rynku szynki,
ale nie byli
ludzie skorzy
zapałek kupić od Dziewczynki.

Wśród nocy mroźnej zimna dal,
zmrożona rzeka srebrem lśni.
Trwa gdzieś tuż obok wielki bal,
ale nikt nie otworzy drzwi.

Okna wbijały się w ulice
światła żółtymi pazurami.
Most czerniał pośród
złych przywidzeń,
wśród łez Dziewczynki z zapałkami.

I trwała zima, zima miejska,
co biel przetacza nad dachami.
Zniknęły w śniegu
mostu przęsła,
znikła Dziewczynka z zapałkami.

Wśród nocy mroźnej zimna dal,
zmrożona rzeka srebrem lśni.
Trwa gdzieś tuż obok wielki bal,
ale nikt nie otworzy drzwi.

Dzisiaj czasami w środku nocy
jedna śnieżynka z nieba spada –
wiruje w tańcu,
zwilża oczy
i baśń Dziewczynki opowiada.






 

czwartek, 16 listopada 2023

Lokomotywa ze zwierzętami

 
Toczy się wolno, na boki kiwa
siwa od dymu lokomotywa.

Siwa – tak bywa – jak dziadka broda.
Taka już dymu chmurna uroda.

Lokomotywa wolno się toczy,
jak foka fuknie, jak pies popsioczy.

Bo też wysiłek to bardzo duży
ciągnąć wagony w ciągłej podróży.

Są w tych wagonach różne przedziały:
ten jest ogromny, ten znów jest mały.

Przedział po lewej ma balkon spory,
przedział po prawej – wyściółkę z kory.

Trzeci ma w oknie żelazne pręty,
a ten na końcu jest niedomknięty.

Tam znów wystają dwie pary podków,
trzy z rzędu grzędy mają zaś w środku.

Dróżnik na stacji mocno się biedzi:
kto w tym pociągu w przedziałach siedzi?

Już chciał zapuścić w okno żurawia,
kiedy ktoś krzyknął: – Co pan wyprawia?

Po czym nieznany głos tak obwieścił:
– Kolejny żuraw tu się nie zmieści!

Zdumiony dróżnik siadł na peronie,
pot z czoła wytarł, podrapał skronie.

Myślał i myślał, i nie wymyślił,
nie uogólnił i nie uściślił.

Rzecz rozpatrywał z dołu i z góry,
aż się doczekał emerytury.

Zmienił się trochę, trochę posiwiał,
można powiedzieć: zlokomotywiał.

A pociąg jedzie, a pociąg dudni,
w rytmie poranków i popołudni.

Pociąg kołysze się na zakrętach.
A kto nim jedzie? Same zwierzęta!

Grono zaś zwierząt dosyć jest liczne:
są te domowe, są egzotyczne!

Ta jest pasiasta, ten ma kopyta,
jedzie szczur szczery i fretka skryta.

Jedzie jeż, bocian, wielbłąd, szynszyla,
nie brakło także i krokodyla.

Słoń miejsca cztery zajął, niestety,
więc musiał kupić cztery bilety.

Trąbi wciąż o tym na lewo, prawo.
A pociąg już jest gdzieś pod Warszawą.

Trąbi więc dalej, na prawo, lewo,
a pociąg właśnie ominął Przeworsk.

Trąbi, bo trąba na to mu rosła.
Słyszy go Przemyśl, słyszy Jarosław.

Sęp pielęgnuje pęsetą pióra.
Turowi w turach śni się matura.

W wagonie szóstym siedzą łabędzie.
Łabędź to luzak: – Będzie co będzie.

– Byczo – byk na to. – Byle tak było,
by coś przybyło, a nie ubyło.

Ryby zgodziły się jednogłośnie:
– O wodę idzie? Niech poziom rośnie!

Śmiechem wybuchnął chudzielec pająk:
– Dzieci i ryby głosu nie mają!

Wybuchnął, chuchnął, rzekł, zbiegł i przepadł
(umieć przepadać to też zaleta).

Rzekł, zbiegł i w kącik szybko się wcisnął.
A pociąg właśnie przekraczał Wisłok.

W karty z tygrysem grała pantera:
najpierw w makao, potem w pokera.

Dzisiaj do brydża brakło czwartego,
Był tchórz, lecz bał się, że tygrys zje go.

Że tygrys zje go tuż po rozgrywce.
Nawet nie z głodu, lecz ku rozrywce.

Potem się wyparł: – Gdzie tam! A skądże!
A pociąg jechał sobie na Łomżę.

Łosoś wszedł z łosiem w ogniste spory,
kto czyim szefem jest od tej pory.

Takie zaś przy tym zgłosił uwagi,
że dłuższa nazwa większej jest wagi:

– Nikt pana zasług tu nie umniejsza,
lecz dłuższa nazwa jest ciut ważniejsza!

– Tak pan uważa? Bo myślę sobie,
że jakąś krzywdę tu panu zrobię!

Co tak się zacznie, nieprędko minie.
Wysiedli obaj gdzieś w Łososinie.

A pociąg jechał dalej i dalej.
Na Stępów, Łętów, Kaleń i Kalej.

W restauracyjnym siadły wagonie
dwa nosorożce i cztery konie.

Widząc tych koni końskie zaloty,
trzy pierwsze koty poszły za płoty.

Żeby swą wzgardę pokazać leszczom,
lemur stał murem z miną złowieszczą.

I gdy tak lemur stał swoim murem,
tur mur obalić chciał wraz z kur chórem.

Rzec nosorożec miał coś pod nosem,
lecz nosa utarł mu lew z oposem.

Więc sapnął tylko: – Ach, dzięki, stary,
gnębią do głębi mnie te katary.

I tak się toczy pociąg swą trasą:
ku Zabrzom, Żabnom i Truskolasom.

Wszystkim zaś życie śpiewem umila
z gorylim wdziękiem żona goryla.

Pan goryl szczere śle przeprosiny:
– Państwo wybaczą... To nie z jej winy...

Wół mu przytaknął: – Tak jest w istocie!
Nietoperz milczał, bo był w odwrocie.

Mól w moll zaśpiewał, w dur szczur basował,
aż sowa spsiała, a pies osowiał.

I tak się pociąg toczył po torach:
od wschodu słońca aż do wieczora.

Z każdą minutą drogi ubywa...
Toczy się, toczy lokomotywa! 








© Wydawnictwo Aksjomat  

poniedziałek, 6 listopada 2023

Aspiryna i czosnek


 
Bywa czasem, że jesień właśnie tak się zaczyna:
Ciepła kołdra, herbata, czosnek i aspiryna.

Mija złoto jesieni, jakby kto strzelił z bata...  
A my tylko: kołderka, aspiryna, herbata.

Człek by oddał z ochotą, zmieniłby to na wiosnę:
Te jesienne herbaty, aspirynę i czosnek.

Lecz kto chciałby te skarby? To życzenie niemądre…
Aspirynę wraz z czosnkiem? I herbatę, i kołdrę?

Nie to, żebym się nudził, no bo są w odwiedzinach  
I Angina Gorączka, i Grypa Agrypina.

Więc nucimy na głosy te refreny żałosne.
Ja: herbata. A one: aspiryna i czosnek.

W radiu gra wciąż swój przebój DJ Kaszel z Kataru. 
Dzień po dniu. Od tygodnia. Przestać nie ma zamiaru.

Tak to czasem jesienią mogą skwaśnieć nam miny 
Od kołderek, herbatek, czosnku i aspiryny. 









© Wydawnictwo Aksjomat  

czwartek, 10 sierpnia 2023

Wszyscy lubią jesień (z wyjątkiem jednego niedźwiedzia)


Opadły liście z kasztanów,
brzóz, lip, wierzb, topól, platanów –
już jesień… Kto by powiedział?
A im jest bliżej do zimy,
tym bardziej jesień chwalimy…
Wszystkim się jesień podoba
z wyjątkiem jednego niedźwiedzia.

– Spać mi się nie chce. Nie zasnę –
skarży się niedźwiedź.
No jasne.
Nic przyjemnego.
Z boku się na bok przewraca,
a sen gdzieś znikł i nie wraca.
Stado baranów przeliczył. Nic z tego.

Już miś zasypiał.
Lecz dzieci
wyszły z przedszkola naprzeciw
i w rządku alfabetycznie
(Uwaga: raz! dwa! i trzy!)
zaryczały prześlicznie:
”Staaaaryyyyy nieeeeedźwieeeedź moooocnoo śpiiii!!!”. 

Napisał miś kartkę śpiesznie:
Nie jestem stary. I nie śpię.
A chciałbym.
Proszę o spokój
.

Jesień i złoto wokół…
Jesienią nie jest najgorzej,
do twarzy nam w złotym kolorze,
jak ktoś powiedział.

Lecz cóż po złotych dzbanach
i liściach, i kasztanach?
Całkiem inna jest jesień 
z punktu widzenia niedźwiedzia… 









© Wydawnictwo Aksjomat