czwartek, 1 września 2016

Ranek w Deszczowie


Deszczowy ranek w Deszczowie.
W deszcz nic nie wychodzi
na zdrowie.
I myśli się budzą zamglone,
i świat śpi pod kołdrą z mgły.

Bo taki dzień dobrze jest przespać,
choć kołdra jak deszcz też niebieska.
Niech Deszczów poczeka chwilę
na nas i nasze sny.

Majowy deszcz o świt dzwoni,
nie zamkniesz tych kropli w swej dłoni.
Ściekają równiną szyby,
ściekają w doliny
z chmur.













Stowarzyszenie Miłośników Piątków


Gdzieś w Londynie, a może w Lądku
było Stowarzyszenie
Miłośników Piątków.

Lecz poniósł się szmer oburzenia
przez cały Londyn, a może i Lądek,
że to się całkiem inaczej odmienia,
i że nie „piątków” chyba, ale chyba „piątek”!

Stowarzyszenie Miłośników Piątek?
Może być, czemu nie. Wszystko gra.
Przynajmniej na tzw. dobry początek.
Voilà, drodzy państwo, voilà!

Głos zabrali w tej sprawie
uczeni językoznawcy,
miłośnicy weekendów,
a nawet nieznani bliżej sprawcy.
I w ten sposób
problem odmiany
od samego ranka
stał się dość dobrze znany
masom szerokim jak zakopianka
gdzieś, powiedzmy, w gminie Mogilany.

I tak się całkiem wszystko odmieniło,
że Lądek stał się Londynem z szybkością błyskawicy.
Wyobraźnia jest jednak niezwykłą siłą.
Trzeba mieć w końcu coś, na co da się w życiu liczyć.













O poniedziałku


W poniedziałek
buty są za małe.
Wszystko w poniedziałek jakieś nieudałe.
W poniedziałek nawet spa jest niewyspałe.
I daleko jest
do sobót z naszych snów.

W poniedziałek
wiatr nam czułych słów nie szepnie.
Dłuży się nam poniedziałek
niemożebnie.
Pies sąsiada patrzy na nas dość zaczepnie.
Co poradzić – w poniedziałek tak już jest.

W poniedziałek wciąż spóźniają się tramwaje.
Niż wzwyż skacze ponad całym niemal krajem.
Tutaj sprzeczka, tam poprzeczka,
ówdzie kłoda.
I wygląda człowiek tęsknie:
Gdzie ta środa!

W poniedziałek
żyje człowiek jak za karę.
W poniedziałek diabli biorą świeczkę i ogarek.
Tnie nieznośny deszcz ukośnie w poniedziałek,
chociaż w piątek człek dosięgał głową chmur.

Więc jeżeli ktoś wymyśli trampolinę,
taką z której dałoby się wybić i
wziąć przeskoczyć poniedziałku linię,
to Cezara ma, Oskara i Grand Prix!













Jeszcze lato jakoś wiąże koniec z końcem...


Jeszcze lato jakoś wiąże koniec z końcem,
bardziej letnie niż bywało przed miesiącem,
ale już się w duszę wkrada ten niepokój,
że się wszystko tak potoczy jak co roku.

Piasek plaży zdjęciom wciąż dodaje bieli,
jeszcze da się usiąść w słońcu gdzieś nad ranem,
lecz upały z górnej półki już nam zdjęli
i zabrali, i schowali – posprzątane.

Bo ogólnie to już jesień za pazuchą,
deszcze, dreszcze – nic nie może ujść na sucho.
Z drzewa w parku spada krągły liść księżyca:
złoty medal na popiersiu Mickiewicza.













W ogrodzie


Z numerem dziewięć startuje wrzesień:
pędzi po złoto w wielkim wyścigu.
Wiatr go ku mecie skokami niesie;
na czole kropla deszczu zastyga.

Jeszcze skrzy się na niebie piłka
podrzucona w górę przez lato,
lecz już szafy otwiera chyłkiem
chłód wieczorny, golfów amator.

Rzeka szeptem powtarza plotki:
– Liście płyną w regatach w sobotę!
A słonecznik, mistrz skoków przez płotki,
wszystkim chwali się swoim złotem.

Groch o tyczce skacze wysoko,
już zmawiają się nań koszykarze.
Na trybunach siadły obłoki:
omawiają, co się wydarzy.

Przyjdzie bawić się w ciepło – zimno,
parasole staną na nogi.
Ptaki wnet zaproszenie przyjmą
do sztafety. Szerokiej drogi!

Biegnie wrzesień, numer dziewiąty;
płynie czas swym torem bez końca.
Kibicują ogrodu zakątki:
porom roku, uśmiechom słońca.







© Wydawnictwo Aksjomat

Powroty z wakacji


Jedni wracają w kajaku
i podwozi ich rzeka szeroka.
Inni z wielkim plecakiem
górski cień odmierzają na stokach.

Samolotem lub autokarem,
na rowerze, na nartach wodnych.
Poprzez miasta wielkie i stare,
przez ogrody letnich tygodni.

Kogoś niesie wysoka fala,
ktoś po piasku brnie morza skrajem.
Ktoś swą własną ścieżkę odnalazł,
ktoś na brzegu jeziora przystaje.

Wiele dróg nas z wakacji prowadzi,
te na skróty, te dookoła.
Lecz z tęsknotą już sprawdzamy w rozkładzie,
który pociąg weźmie nas do przedszkola.

Więc wracamy! Już po wakacjach...
Jesień chodzi z parasolem pod rękę.
Jeszcze tylko szyny na stacjach
nucą naszą letnią piosenkę.







© Wydawnictwo Aksjomat